Dziś druga część reportażu z corocznej akcji ratowania chronionych ptaków cagarro. O tym, że pomaganie dodaje energii:) Część pierwszą znajdziesz tutaj>>>.
Podczas tych 2 intensywnych tygodni, zwłaszcza pod koniec, bywaliśmy zmęczeni, jednak pomaganie tym ptakom i radość z ratowania każdego kolejnego życia, ładowały nasze baterie i dawały napęd do dalszego działania. Wieczorne patrole rozpoczynały się około godz. 19 i trwały do 2 w nocy. Kończyliśmy je rozpoznaniem prawdopodobnej porannej pogody wg map satelitarnych i godzin maksymalnego odpływu.
Następnego dnia, po ocenie wielkości fal i kierunku wiatru, wybieraliśmy miejsce startu dla cagarros. Transportowaliśmy ich nocne kartonowe “gniazda” na brzeg oceanu, z pomocą lub sami, zależnie od okoliczności.
Uwalnianie cagarro podczas sprzyjającej pogody to czysta przyjemność. Oczywiście pod warunkiem, że nie postanowi nagle wrócić do ptasiego hotelu na dodatkową noc;) Sprawa wygląda inaczej podczas sztormu, kiedy olbrzymie fale stanowią niebezpieczeństwo dla ptaków próbujących wodować. Na szczęście każdy z naszych podopiecznych ostatecznie z nimi wygrał.
Z listu do przyjaciół:
“Cały nasz betonowy cypel w porcie był pod wodą, więc jedynym miejscem, w którym mogliśmy je wypuścić, była niewielka skarpka. W tamtym roku wzbijały się z niej na tyle, żeby nawet lądując na wodzie, być w bezpiecznej odległości od załamujących się fal i głazów. Tym razem trafiły się takie 3 i tak duży wiatr, że każdy po kolei lądował na kamieniach, zalewanych przez olbrzymie fale. Nigdy nie wiadomo jak się zachowają. Oboje przeżyliśmy koszmar. Niemożliwe było im pomóc, nie ryzykując życia, więc mogliśmy je tylko dopingować z brzegu, krzycząc “leć! leć!”, “dasz radę!” itp:)
Jeden, na szczęście najsilniejszy, walczył z wieloma wielkimi falami, które ciągle i ciągle przewracały go na skrzydła i zbliżały do głazów, aż w końcu się przedostał, popłynął, a potem wzbił w powietrze.
Inny, najsłabszy, okazał się tak dobrym nurkiem, że szybko przebił się przez zalewające go fale. Wszystkie ostatecznie wzbiły się w powietrze, a my ze łzami w oczach patrzyliśmy jak krążą nad oceanem, przygotowując się do złowienia pierwszej ryby… niesamowite, z jednej strony wielki stres, a z drugiej tyle ciepłych uczuć i tyle szczęścia. Jak w życiu:)”
“U nas coraz więcej cagarros, wczoraj wypuszczaliśmy 11, dziś 8:) Jesteśmy zadowoleni i zmęczeni jednocześnie. Teraz jest tak, że nawet kiedy skończymy patrole i chcemy iść spać, ktoś przyjeżdża i przywozi nam następne ptaki, bo brakuje kartonów. Często są luzem wrzucone do samochodu albo w jakiejś torbie… i co zrobić, ubieramy się, pakujemy do kartonów i niesiemy na górę do pralni. W tym roku prawie wszystkie są niezwykle silne i waleczne…”
W czasie, kiedy z kosmosu napływa do nas tyle dodatkowej energii, a rezonans Schumanna pokazuje, że nasze mózgi częściej pracują na wyższych niż zwykle częstotliwościach, dobrze mieć cel, na którym można się skoncentrować, “spalając się” w działaniu, które daje satysfakcję. Podejmując aktywność, związaną z pomaganiem, wspieramy też samych siebie. Pomaganie – koncentracja na wyższym celu, ratuje nas przed zejściem na manowce mętliku myśli:) Przy okazji, czego doświadczyliśmy w ostatnim miesiącu, wir pozytywnej energii niesienia pomocy budzi do działania wielu dobrych ludzi wokół.
Poniżej kilka filmów z naszej akcji:
“Bohater” – film instruktażowy dla cagarro odlatujących w trudnych warunkach pogodowych;)
“Szybka akcja” – stylizowana na nieme kino szybka opowieść o podróży na brzeg oceanu z transporterem własnego pomysłu, złapanym “na stopa” sąsiadem i o cagarro, który postanowił wrócić do ptasiego hotelu:) Udało się nawet nagrać ptasie rozmowy o tym, kto pierwszy wystartuje;)
“Cwaniaczek” – ten cagarro stwierdził, że nie dla niego są takie warunki do startu. Odleciał pięknie następnego dnia, zapewne zgłodniał:) To dlatego młodych ptaków nie można karmić – tylko głód motywuje je do opuszczenia gniazda. Pomaganie musi być mądre.
“11 Wspaniałych” – dobra pogoda i 11 pięknych startów:)
“O bebé” /dziecko/ – nasz ulubieniec 😀 Najmłodszy, nie do końca jeszcze opierzony, nie wystartowałby bez pomocy. Był najmniejszym z 70 cagarro w tym roku – nie wiedzieliśmy, jak długo nie jadł, więc rozsądniej było zachęcić go do lotu, mimo że zagrał na wszystkich możliwych instynktach, żeby tylko wrócić do gniazda;)
Tutaj trzecia część naszej opowieści, a z nią kolejne zdjęcia i filmy.
Pozdrawiamy!
Stacja ØHz | Nadajemy Dobrą Falę